sobota, 13 września 2014

Prolog

Piszę od początku, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Beta - hope


— Lydio! Zdaje się, że znowu ominęłaś jedno miejsce – usłyszałam.
Pani Narcyza pochylała się tuż nade mną. Rąbek jej purpurowej sukni muskał podłogę obok moich rąk, a twarz wykrzywiona była w wyrazie niezadowolenia. Długim, smukłym palcem wskazywała na jeden ze szmaragdowych kafli, którymi wyłożona była podłoga w holu. Dźwignęłam się do pozycji stojącej i ruszyłam we wskazanym przez nią kierunku. Jak to zwykle bywało, nie znalazłam tam nawet odrobinki brudu.
— Nic tutaj nie ma, pani Narcyzo – odparłam.
— Och. Rzeczywiście, rzeczywiście – mruknęła, uśmiechając się do mnie uroczo.
Gdy miałam osiem lat, całym sercem kochałam ten uśmiech. Za każdym razem, gdy była blisko, nie mogłam odwrócić od niej wzroku. Pani Narcyza była piękna – to był niezaprzeczalny fakt. Wysoka, szczupła, o pięknej twarzy i długich jasnych włosach.  Często, podczas urządzanych we dworze przyjęć, gdy chowałam się za grubymi zasłonami wiszącymi w salonie, widziałam pewien typ spojrzeń, jakimi obrzucały panią Narcyzę inne szlachetnie urodzone kobiety. Z biegiem czasu zorientowałam się, że była to zazdrość w najczystszej postaci. Zazdrościły jej przystojnego męża oraz uroczego synka, wielkiej posiadłości, najpiękniejszych sukni i klejnotów, jednak przede wszystkim urody. Miała wszystko to o czym marzyła każda z nich, uwielbiały ją więc, nienawidząc jednocześnie.
Wobec mnie pani Narcyza zawsze była wymagająca. Często za nawet najmniejsze przewinienie czy wypadek nakazywała mi zajmować się różnymi pracami domowymi, podczas których przyglądała mi się i wytykała najdrobniejsze błędy, ale to wszystko rekompensował mi jej uśmiech. Po mojej dziecięcej głowie biła się tylko jedna myśl – gdy będę porządnie wypełniać zadania i nie zbiję więcej żadnego talerza, pani Narcyza polubi mnie bardziej. Polubi. O miłości nie było mowy, przecież nie byłam jej dzieckiem, a podrzutkiem.
                Gdy zegar wybił godzinę ósmą wieczorem, mogłam zakończyć pracę. Szczotka, której zwykle używałam do szorowania podłogi, zniknęła, podobnie jak wiadro pełne wody.
— Dobranoc, pani Narcyzo.
— Tak, tak – mruknęła, oddalając się ode mnie.
Rzuciwszy fartuszek na stojącego nieopodal skrzata domowego, pobiegłam w stronę schodów i przeskakując po dwa stopnie, dotarłam na trzecie piętro. Skręciłam w prawo, a następnie wybrałam czwarte wejście po lewej stronie. Wybiłam palcami o drzwi dobrze znany mi rytm, anonsując moje przybycie i nie czekając na zaproszenie, weszłam do środka.  
                Pomieszczenie było ledwo widoczne w blasku świec stojących na dużym, ciężkim stole tuż przede mną. Już na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że domowa biblioteka nie była zbyt często używana. Sięgające sufitu regały pełne książek pokryte były grubą warstewką kurzu, podobnie jak kandelabry oraz podłoga.
— Spóźniłaś się. – usłyszałam nagle i dopiero wtedy zauważyłam małego blondyna stojącego przy półkach.
— Musiałam jeszcze coś zrobić – odparłam siadając.  
— Znowu dała ci karę, co? – spytał, kładąc przede mną książki, które wybrał.
— Należało mi się.
— Wcale nie – oburzył się. – Gdybym nie rzucił kaflem tak wysoko nie wpadłabyś na biblioteczkę i nie stłukła tej głupiej miski.
— To był talerz i na dodatek jakaś pamiątka rodzinna. I to nie twoja wina. Powinnam była postarać się złapać.
— Przestać, nie powinna taka dla ciebie być. Nienawidzę jej…
— Draco, przestań! – Sięgnęłam w jego stronę i uderzyłam go w ramię. – To twoja mama, nie możesz tak o niej mówić.
— Skoro ty nie masz mamy,  to moja powinna być twoją. Oboje mielibyśmy dobrze – zamyślił się. – Chociaż wtedy nie moglibyśmy wziąć ślubu.
— Musielibyśmy wybudować sobie nowy dom, żeby nie mieszkać z nimi.
— To będzie pierwsza rzecz jaką zrobię, kiedy już skończymy Hogwart! – podchwycił temat i trzasnął piąstką w stół. – To znaczy najpierw weźmiemy ślub, a później wybudujemy sobie dom.
— Chciałabym mieć taką dużą bibliotekę jak ta.
— I będziemy ją mieć. Bibliotekę i ogród, i zwierzątka.
— Tylko nie pawie – wzdrygnęłam się na myśl o tych krążących wokół dworu.  
— O nie, nie. Mam dość tych głupich pawi. Zawsze próbują zastawić mi drogę, kiedy idę.
Snuliśmy dywagacje na temat naszej domniemanej, wspólnej przyszłości jeszcze przez długi czas, całkowicie zapominając o książkach, które czekały na naszą uwagę.
                Długo żyłam wierząc w słowa mojego małego przyjaciela, toteż w każdej wolnej chwili wyobrażałam nas sobie razem w różnych sytuacjach. Widziałam nas na Ceremonii Przydziału, a następnie w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Chodzących na lekcje, zdających egzaminy i w ostateczności kończących edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Wyobrażałam sobie nasz wspólny dom, szylkretowego kota o imieniu Jonathan, swoją pracę jako Uzdrowicielka… aż do pewnego momentu. Do dnia, w którym Draco otrzymał list zawiadamiający o przyjęciu go jako ucznia Hogwartu, natomiast ja nie.  Do północy ostatniego dnia sierpnia czekałam przy oknie mojego pokoiku na sowę, jednak na próżno. Nie pożegnałam się z Draco przed jego wyjazdem do szkoły, wykręcając się bólem głowy, wiedziałam bowiem że nie byłabym w stanie spojrzeć mu w oczy. Czułam, że zawiodłam i jego, i siebie. Otuchy nie dodawały mi również spojrzenia państwa Malfoy, które dopiero wtedy zaczęłam dostrzegać.  Z pozoru tylko pozbawione wyrazu, a w rzeczywistości dające mi do zrozumienia, że w ich oczach zawsze byłam i będę kimś gorszym, z innej ligi, kim gardzą.
                Czara goryczy przelała się pewnego październikowego popołudnia, kiedy to Narcyza Malfoy gościła w salonie jedną ze swoich znajomych, którą była skłonna tolerować w nieco większym stopniu niż inne — panią Flint. Posłała wtedy do mojego pokoju skrzata domowego, a gdy ten zaprowadził mnie na miejsce ich spotkania kazała mi usiąść na stołeczku między kominkiem, a skórzaną kanapą, którą zajmowały sącząc wino. Pani  Flint, ciemnowłosa kobieta w granatowej sukni, nosząca na nadgarstkach zdecydowanie za dużo błyszczących bransoletek, przyglądała mi się dłuższą chwilę.
— Masz rację – zwróciła się w końcu do Narcyzy. – Ale żeby aż tak…
— Podobna, prawda? – odpowiedziała jej, ignorując moją obecność. – Ciekawa jestem jak nasza droga przyjaciółka by zareagowała. Bycie czymś takim to największy wstyd ze wszystkich możliwych. Jak widać brudna krew przezwycięży wszystko. I co jej matce przyszło z tego, że była pupilką nauczycieli?  
— Znała pani moją mamę? – wyrwało mi się. Był to pierwszy raz gdy usłyszałam chociażby słowo o którymkolwiek z rodziców.
Zamarły nagle zszokowane, że się wtrąciłam, a pani Flint przyłożyła dłoń do ust w wyrazie oburzenia.
— Czy znałam? – powtórzyła pani Narcyza krzywiąc się. – A któż by jej nie znał?  Twojej pięknej, genialnej, błaznującej matki? Głupim zachowaniem i tymi żałosnymi żartami dawała tylko wyraz swojemu prostactwu i brakowi obycia. Wielka duma Ravenclawu – ironizowała.— Koniec końców okazało się kim była naprawdę.
Milczałam, wpatrując się w podłogę i czując na sobie rozbawione spojrzenia obu kobiet.
— Kolejną, zwykłą szlamą, która wydała na świat charłaka o takich samych plugawych oczkach jak jej własne. Nawet ona, wychowująca się w tym mugolskim brudzie, byłaby tobą zniesmaczona – zakończyła, upijając kilka łyków alkoholu.
Pani Flint parsknęła śmiechem, a chwilę po niej również gospodyni. Z całych sił próbowałam nie płakać, choć czułam, że oczy zaczęły mi się szklić. Zacisnęłam pięści i wlepiłam wzrok w podłogę.
— Lepiej bym tego nie ujęła, Narcyzo – dodała pani Flint, rozpierając się na kanapie. – Ach, nawet po tylu latach ją pamiętam. Zawsze rozczochrane włosy i brudne buty.
— Pamiętam jak uwielbiali się ze Slughornem. Nie byłabym zaskoczona, gdyby okazało się, że to jego dzieciak – wskazała na mnie palcem.
— Ja słyszałam, że ona i młodszy Selwyn zniknęli gdzieś razem po siódmym…
— Co za brednie – przerwała jej pani Narcyza trochę zbyt nerwowo, co nie umknęło mojej uwadze. – Selwyn rozmawiał z nią, bo często go nagabywała, a on był zbyt uprzejmy, żeby dać jej dosadnie do zrozumienia, gdzie jest jej miejsce.
— Ta uprzejmość nie zaprowadziła go daleko — wtrąciła pani Flint. – A zapowiadał się całkiem dobrze.
— Taki los spotyka tych, którzy odwracają się od rodziny i tradycji – odparła niewzruszenie. – Jego brat postąpił słusznie.
— Cii… Narcyzo – spojrzała na mnie znacząco. – Chyba nie powinnyśmy rozmawiać o takich sprawach.
— Masz rację, moja droga. Ty możesz już stąd wyjść – zwróciła się do mnie. – Tylko nie zbij niczego po drodze do pokoju, bo…
Wstałam jak najszybciej i na drżących nogach poczłapałam do holu.
— Mówię ci, Henrietto. Same problemy z tą dziewuchą. Na siedemnaste urodziny powinnam dać jej rachunek za wszystkie rzeczy, które zepsuła. Znając ją, do końca życia by się nie wypłaciła – słyszałam jeszcze przez chwilę głos pani Narcyzy, gdy szłam po schodach.

                Po przekroczeniu progu pokoju zamknęłam dokładnie drzwi, położyłam się na łóżku i przetarłam oczy. Byłam zła na siebie za łzy, a jeszcze bardziej na to, że pojawiły się one przy pani Narcyzie. Tęskniłam za czasami, kiedy byłam nieświadoma nienawiści jaką do mnie żywiła. Znacznie bardziej bolało mnie gdy szydziła ze mnie w żywe oczy, niż gdy robiła to dyskretnie, pewna iż jestem za głupia by zrozumieć. Sięgnęłam po lusterko z rączką, leżące na szafce nocnej i przyjrzałam się sobie. Moja twarz nie była czymś nadzwyczajnym, ot taka sobie ani brzydka, ani piękna. Włosy miałam jasne, lecz nie był to taki blond, jak u rodziny Malfoyów. Tym, co odróżniało mnie od innych były moje oczy. Moje „plugawe oczka” - jedno niebieskie, drugie natomiast zielone, na które nigdy nie zwracałam większej uwagi, a które okazały się nagle być jedyną pamiątką po matce jaką miałam.  

13 komentarzy:

  1. Nareszcie! Myślałam, że już się nie doczekam. Pędzę czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah przyznam, że nie sądziłam, że ktoś tu jeszcze przyjdzie. Mam nadzieję, że nie pogorszę tej całej mojej "historii" rozpoczęciem od nowa.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że jest nieco drastyczniej, niż poprzednia wersja, ale mogę się mylić, wszak czytałam ją tak dawno.
      Ale na początku wzbogaciłaś o mnóstwo pięknych, plastycznych opisów, natomiast w trakcie akcji nieco je zatraciłaś. Co nie zmienia faktu, że aż mi się łezka w oku zakręciła, bo historia nie jest pozbawiona emocji, wzrusza, wstrząsa.
      Nie dasz nam długo czekać na kolejną odsłonę?

      Usuń
    3. Baardzo się cieszę, że coś tam porządnie mi wyszło. Mam nadzieję, że tym razem sprawniej mi wyjdzie publikowanie rozdziałów ;).

      Usuń
    4. Koniecznie, bo historia była świetna!

      Usuń
  2. Dziękuję za słowo u mnie :) Idąc za sznureczkiem przywędrowałam tutaj i skusiłams się na twoje opowiadanie.

    Ciekawy pomysł, naprawdę. Podoba mi się twoja Narcyza, wyniosła, elegancka, pełna klasy, ale spokojna i w pewnym sensie zważająca na słowa - nawet jej ostre słowa na temat matki Lydii nie są tak mocne, jak te, które mogłyby paść z ust Lucjusza czy innej czystokrwistej osoby ich pokroju, nie tylko dorosłego, ale również dzieci - książkowego Draco czy Pansy. Też zawsze wyobrażałam sobie Narcyzę jako wysoką, smukłą i eretyczną jak nimfa kobietę. Szkoda, że aktorka wybrana do filmów mocno ten obraz niszczy.
    Trochę mnie dziwi ta zażyłość Draco z Lydią, bo Draco od małego był przesycony poczuciem wyższości swoich rodziców, nie znał zresztą innych poglądów, więc na pewno były dla niego naturalne, i wydaje mi się, że taka dziecięca naiwność, dzięki której nawiązałby szczerą relację z Lydią, u niego nie mogła trwać długo. Czy ta przyjaźń miałaby szansę wytrzymać dłużej niż do momentu osiągnięcia przez Draco wieku, w którym już miałby pełniejszą świadomość, czyli powiedzmy dziewięć-dziesięć lat? Dzieci już wtedy mogą być bardzo okrutne. Tutaj ich przyjaźń trwa dłużej, co najmniej do momentu wyjazdu do Hogwartu, a pamiętajmy, że ten sam jedenastoletni Draco w książce jeszcze przed Ceremonią Przydziału ubliżał Ronowi i jego rodzinie, choć w gruncie rzeczy jest wyżej w "hierarchii" niż szlamy czy charłaki. Co najmniej już wtedy był zepsutym dzieckiem wierzącym w swoją wyższość wynikającą z pochodzenia i na pewno oziębiłby relację z Lydią, jak nie wcześniej. Dlatego nieco to częściowo nieprzekonujące moim zdaniem. Nie jest to rzecz, która przeszkadza przy czytaniu, ale jakoś daje się we znaki i jest zastanawiająca.
    Jeżeli chodzi o potknięcia, to raczej błahe, przecinki i zapis dialogów - pierwsze, jak wiadomo, jest bolączką większości Polaków (:D), co do drugiego to polecam ten poradnik: http://www.forum.artefakty.pl/viewtopic.php?f=10&t=1339 Bardzo prosto wytłumaczone zasady.

    Historia naprawdę intrygująca, cieszę się, że na nią trafiłam. Chętnie czytałabym dalej i bardzo mnie ciekawi, jak potoczy się dalej.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za taki wyczerpujący komentarz, to naprawdę podbudowuje. Taak przecinki i dialogi czyli u mnie jak zawsze. Ile razy bym nie sprawdzała rozdziału przed publikacją tyle razy coś się jednak wkradnie.
      Co do relacji Draco z Lydią. Żadne z dzieciaków nie wiem tak naprawdę kim jest Lydia, skąd się wzięła ani kim są jej rodzice. Mieszkała w Dworze Malfoyów tak naprawdę od zawsze, a przynajmniej od kiedy Draco pamięta, więc traktuje ją jako równą sobie. Od dziecka miał wpajany światopogląd swoich rodziców, dlatego też widząc, że Lydia mieszka z nimi w innym domu uznał, że to niemożliwe żeby nie była czarownicą czystej krwi.
      Cieszę się bardzo, że się podoba, mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie zawiodą. ;>

      Usuń
  3. Nie czytałam poprzedniej wersji opowiadania, ale ta zapowiada się bardzo ciekawie :) Lydia wydaje się być ciekawą postacią. To dziwne, że nie dostała listu z Hogwartu, ale może rzeczywiście jest charłaczką. Jednak najciekawsze jest to, jak dziewczyna znalazła się na dworze Malfoy`ów. Została adoptowana, ale na pewno musi pochodzi z jakiegoś rodu czarodziejów, bo inaczej pewnie by jej nie przygarnęli. Jej matka była mugolaczką, ale jej ojciec jest nieznany. Pewnie Narcyza wie, kim jest, ale nie chcę się przyznać.
    Najbardziej podoba mi się to, w jaki sposób kreujesz Malfoya. Draco wydaje się być przywiązany do Lydii. Nawet planują wspólną przyszłość.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przeczytałam poprzedniego opowiadania, ale to zaczyna mi się podobać ;) Ciekawie przedstawiłaś Dracona, w książce i w filmie jest on "zepsuty", więc nie jestem przyzwyczajona do jego innej wersji, ale chętnie poznam go od nowa :) Świetnie opisałaś Narcyzę i zazdrość innych kobiet. Bardzo interesuje mnie Lydia, a dokładnej jej rodzina. Tak samo jak ona chcę poznać jej historię :)
    Czekam na następne rozdziały!

    Luthien.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wciągający początek, umieram z ciekawości co będzie dalej, czekam na następny rozdział :)

    A tymczasem zostałaś nominowana do Liebster Blog Adwrd przez http://sunshinelittlestory.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sądziłam, że spotka mnie tu prawie to samo, co poprzednim razem, a tu taka niespodzianka.

    Bardzo podoba mi się klimat tego domu, czuć, że mamy tu do czynienia z arystokracją. Narcyza jest dokładnie taka, jaką sobie zawsze wyobrażałam - typowa dama, mająca klasę, zapraszająca znajomą na herbatkę, wyniosła, lecz nie całkiem pozbawiona uczuć. Na początku nieco ukrywała swoje odczucia co do Lydii, ale jak przyszło co do czego, to nie bała się użyć mocnych słów.

    I dialogi pań z wyższych sfer, bardzo dobre. Czasami, gdy czytam wypowiedzi bohaterów, próbuję zrobić to na głos albo przynajmniej wyobrazić sobie, że ktoś zwraca się do mnie takimi słowami. Panie zdały taki test śpiewająco.

    Lydia... och, od dwóch miesięcy nienawidzę tego imienia. Tak, dokładnie, pisanego przez "y". Ale jakoś to przełknę. Poza imieniem o bohaterce za wiele nie mogę powiedzieć. Taka dziewczynka, która nie ma jeszcze do końca wypracowanego charakteru, gustów, poglądów (bo to przecież jeszcze dziecko, w dodatku trzymane cały czas w domu), można powiedzieć, że typ Kopciuszka. Co każą, to zrobi. Stara się szukać przyjemności w życiu, bo w sumie innego życia nie zna. Ale to się pewnie zmieni, skoro już część prawdy zna.

    Brakujące przecinki na końcu trochę rzuciły mi się w oczy, ale już widzę, że ktoś o tym pisał, więc nie będę się powtarzać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam zarówno poprzednią, jak i moją wściekłość, gdy nagle blog stał się otwarty, tylko dla zaproszonych czytelników. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się przeczytać więcej niż wtedy :)
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Dużo wolnego czasu i weny,
    Szaławiła.

    OdpowiedzUsuń
  8. O proszę! Jeszcze inny, jakże oryginalny pomysł na opowiadanie :D bardzo to lubię:D
    Zaintrygowalaś mnie dziewczyną, chcę wiedziec o niej więcej i chcę wiedziec czy Draco dotrzymał słowa;)

    Czytam dalej i pozdrawiam
    Grangervelsnape.blog.pl

    OdpowiedzUsuń